Caroline zniknęła i nie wiadomo gdzie jest. Siedziałam teraz sama w salonie braci Salvatore, patrząc jak w kominku iskry pożerają kawałki drewna, zamieniając je w popiół. Byłam ubrana w szare kimono, a włosy miała potargane. W mojej głowie panowała pustka, a łzy z oczu mimowolnie płynęły po moich policzkach, zabierając przy tym tusz z rzęs. Nie próbowałam nawet ich powstrzymać. Nigdy w życiu nie czułam większej bezsilności. Nagle usłyszałam ciche kroki w moją stronę. Poczułam jak ktoś przykrywa mnie kocem i podaje kubek z gorącym wywarem.
-Trzymaj, Bonnie powiedziała, że ci pomoże. - Głos należał do Damona. Usiadł obok mnie i otulił mnie swoim ramieniem. Odłożyłam herbatę na stół o wtuliłam się w niego cichutko łkając.
-Nie płacz. - Powiedział cicho, gładząc mnie po włosach. -Nie mogłaś nic zrobić. - On jedyny był teraz przy mnie. Bonnie, również stanowiła dla mnie duże wsparcie, ale na Stefana nie miałam co liczyć. Nie chciałam na niego patrzeć. Spojrzałam Damonowi głęboko w oczy.
-Obiecaj mi, że nigdy w życiu mnie nie zostawisz. - On uśmiechnął się do mnie delikatnie i otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
-Obiecuje. Chyba, że sama o to poprosisz. -Powiedział cicho i odgarnął kosmyk włosów, który opadał mi na twarz. Delikatnie przysunęłam się do niego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Tyle się ostatnio wydarzyło, a ja jestem młodym wampirem, nie umiem panować nad swoimi emocjami. Potrzebowałam zapomnienia. Usiadłam wampirowi na kolanach i całowałam z pasją. Damon wplótł swoje dłonie w moje włosy i przyciągał delikatnie do siebie. Nagle agresywnie przerwałam pocałunek i uderzyłam go w twarz, po czym upadłam na ziemię łkając.
-Ja się zabawiam, a Caroline cierpi. Gdzieś tam biedna, czekając na wsparcie. - Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać. Damon podszedł do mnie, podniósł z ziemi i położył na kanapie, przytulając mnie przy tym mocno.
-Twoje emocje są teraz wyostrzone. - Szepnął i pocałował mnie w czoło.
-Nie chcę tego bólu, zabierz go ode mnie. - Łkałam cicho.
-Nawet nie wiesz jakbym chciał. -Przytuliłam się do niego mocniej, brudząc mu koszule swoimi łzami. Czułam jego zapach i dotyk. Uspokoiłam się nieco i jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zasnęłam.
*Oczami Caroline*
Otworzyłam ociężale oczy, co okazało się być bardzo trudnym zadaniem. Nadgarstki piekły mnie niemiłosiernie przez werbenę w linie, a moje gardło było wysuszone. Nogi również miałam związane. Znajdowałam się w jakimś opuszczonym budynku. Zawalające się ściany pokryte były grzybem, Dachu prawie nie było. Nagle usłyszałam ciche kroki w moją stronę.
-Obudziłaś się już ? - Zapytał mężczyzna ubrany na czarno. Jego blond włosy przypominały mi Klausa.
-Wiesz, że zaczną mnie szukać ? Przy pomocy nieśmiertelnego pierwotnego łatwo cię zabiją. - Syknęłam cicho. Danny tylko podszedł do mnie i szarpnął mnie za moje blond loki, w wyniku czego psiknęłam cicho.
-Dlatego też pokrzyżuje im plany. O nic się nie martw, zabije cię szybko. - Wyszeptał wprost do mojego ucha i puścił moje włosy. Stanął przede mną i nagle zamiast Dannego, moim oczom ukazał się mój sobowtór. Danny uśmiechnął się.
-Hej jestem Caroline Forbes. -Powiedział to w taki sposób, że nawet ja dałabym się nabrać.
-Nie zrobisz tego ! - Krzyknęłam, a on tylko zaśmiał się w głos.
-Obserwuje was od dawna. Znam twoje zwyczaje, dziwactwa i przyjaciół. -Powiedział po czym poprawił delikatnie włosy. - A teraz udam się na shopping. - Po tych słowach Danny uśmiechnął się do mnie moim uśmiechem, zupełnie jakbym patrzyła w lustro. - Rob wrażenie, wiem. - Chwile późnej już go nie było, a słone łzy płynęły po moich policzkach z bezsilności i strachu.
Troche krótki ten rozdział wiem ;/ ale następny będzie dłuższy znacznie obiecuje ;*
Podobało się ? Czy też może nie. - Skomentuj. :) Ten rozdział dedykuje wspaniałej pisarce oraz osobie Wiktorii ;* Dziękuje, że mnie wspierasz :D
Oooo dziękuję <3 Ten Danny to mnie wkurza, czas go zabić xd Delena - kocham to ;3 Czekam na nn ;* /Wikaa
OdpowiedzUsuń